Od flisaka do aktora

Z Mieczysławem Łabęckim, retmanem z Ulanowa, konsultantem reżysera i debiutującym aktorem, który zagrał w „Syberiadzie polskiej”, polskiej superprodukcji filmowej, rozmawia

Janusz Ogiński

– Kto kogo odnalazł: filmowcy znaleźli pana, czy odwrotnie, pan filmowców?

– Niewątpliwie to oni mnie odnaleźli. A właściwie zarekomendował mnie reżyserowi Januszowi Zaorskiemu koproducent filmu Leszek Moritz, człowiek pochodzący z Ulanowa, wielki przyjaciel i sympatyk naszego miasteczka oraz Bractwa Miłośników Ziemi Ulanowskiej. Wiedział on, że tylko tu, w Ulanowie, są jeszcze flisacy, którzy potrafią budować tratwy. On też zatelefonował do mnie, zapytał czy podejmę się takiego zadania i czy znam jakieś miejsce w Polsce, gdzie można nakręcić sceny spławiania drewna. Oczywiście propozycję przyjąłem. Niedługo po tym pojechałem z Januszem Zaorskim i operatorem filmowym Andrzejem Wolfem nad Odrę do Bielinka koło Cedyni, bo według mnie to miejsce najbardziej nadawało się zrealizowania tych scen. Chcę dodać, że do Bielinka pojechałbym i bez filmowców, ponieważ w tym czasie szykowaliśmy się do zbijania tratwy w ramach „Flisu Odrzańskiego”.

– Skoro wybór miejsca realizacji filmu zależał od pana, to dlaczego nie zostały wskazane okolice Ulanowa? Przecież byłaby to znakomita promocja naszego regionu.

– Rzeczywiście, usłyszałem już takie zarzuty. Ale reżyser filmu poszukiwał wielkiej i szerokiej rzeki, na dodatek płynącej przez bezkresne lasy sosnowe, gdzie nawet z dużej wysokości nie byłoby widać na horyzoncie jakiejkolwiek zabudowy. Takich warunków nie spełnia nasz San. Jest piękny, ale z żadnym wypadku nie przypomina ogromnej syberyjskiej rzeki.

– Jakie zadania zlecił panu reżyser?

– Początkowo naszym zadaniem, bo muszę dodać, że wraz ze mną do budowy tratwy zostało zaangażowanych kilku moich kolegów z Ulanowa, Przędzela i Stalowej Woli oraz niewielka grupa flisaków znad Odry, było zbudowanie tratwy. I tak też się stało. Ale widocznie reżyserowi spodobały się nasze umiejętności, bo dodatkowo powierzył mi funkcję konsultanta, a także zaangażował jako aktora. Oprócz mnie w filmie wystąpili też moi synowie Grzegorz i Mariusz.

– W jakich rolach wystąpiliście?

– Wystąpiliśmy w roli mieszkańców wioski Czerwony Jar, którzy wraz z głównym bohaterem filmu Janem Doliną i jego rodziną, byli deportowani na Syberię do obozu pracy Kalucze. Tam przez sześć lat pracowali w straszliwych warunkach przy wyrębie tajgi i spławianiu drewna tratwami.

– Która ze scen była najtrudniejsza?

– Może nie najtrudniejszą, ale bardzo krępującą była scena w łaźni, ponieważ wszyscy aktorzy, bez wyjątku, musieli wystąpić na golasa. Na szczęście kamery skierowane były przede wszystkim na głównych bohaterów filmu. Nas tam nie widać.

– Ile czasu spędził pan na planie filmowym?

– Realizacja filmu zajęła 48 dni zdjęciowych, rozłożonych na cztery pory roku, pomiędzy styczniem 2010 a lipcem 2011. Większość scen kręcono w Polsce. Przede wszystkim w Bielinku koło Cedyni, a także w Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku, Skansenie Taboru Kolejowego w Chabówce, na dworcu kolejowym w Sierpcu oraz w okolicach Celestynowa. I tam dojeżdżałem na plan filmowy. Ponadto niektóre sceny plenerowe filmowano na Syberii. Na zamarzniętym Jeniseju i w wiosce Barabanow.

– Jak układała się współpraca na planie filmowym z aktorami zawodowymi?

– Początkowo w obecności tak znanych aktorów jak Adam Woronowicz, Jan Peszek, Sonia Bohosiewicz, Urszula Grabowska czy Agnieszka Więdłocha byłem trochę onieśmielony. Ale szybko okazało się, że są to osoby bardzo skromne, przyjazne, bardzo życzliwe. Nie było żadnego dystansu. Mogę chyba powiedzieć, że z większością ekipy filmowej zaprzyjaźniłem się.

– Ponoć za udział w filmie wziął pan duże pieniądze.

– (śmiech) Honoraria poszły głównie na opłacenie kosztów związanych z wyjazdami na plan filmowy. Z tego niewiele zostało. Ale zapewniam, finanse nie były najważniejsze. Dla mnie, tak naprawdę, udział w filmie był zaszczytem i wielką nobilitacją. Ważne było też to, że widzowie oglądający ten film będą mogli zobaczyć jak buduje się tratwy. To pierwszy obraz polskiej produkcji filmowej ukazujący trud flisactwa.