Legenda o powstaniu Niska – Anna Piliszewska

Legenda o powstaniu Niska

Autor: Anna Piliszewska

 

         Było to dawno, dawno temu – tak bardzo dawno, że zupełnie możliwe, iż tylko nieliczni, najstarsi mieszkańcy Niska, którzy słyszeli tę historię od swoich pradziadów, wciąż o niej pamiętają.

         Pewnego razu Pan Bóg na Wysokościach zawołał do Swego niebieskiego tronu Anioła oraz diabełka Rokitę. Kiedy przybiegli i pokłonili się pięknie, Pan Bóg do nich się zwrócił z następującymi słowami:

         – Wysyłam was na Ziemię! Oto wręczam każdemu z was pióro oraz pergamin. Przez trzy dni będziecie spisywać dobre i złe uczynki ludzkie, potem wrócicie i opowiecie Mi, coście widzieli i coście usłyszeli. Oddacie Mi również to, co udało się Wam zapisać.

         Anioł oraz Rokita natychmiast uczynili dokładnie tak, jak im Pan Bóg powiedział.

         Kiedy już sfrunęli na Ziemię, rozpoczęli swoją wędrówkę.

         Mijali rozmaite wioski i miasta, lasy i pola, rzeki oraz doliny. Każdy z nich pilnie zapisywał na pergaminie wszystko, co mu się wydawało godne uwagi.

         Wreszcie, trzeciego popołudnia, gdy przystanęli, aby chwilę odpocząć, Rokita powiedział do Anioła:

         – Każdy z nas wiele ma zanotowane na swoim pergaminie. Porównajmy kto więcej napisał. Czego jest więcej na ziemi: dobra czy zła?

         – Porównajmy! – zgodził się Anioł.

         – Na pewno więcej jest grzechów – cieszył się diabeł.

         – Na pewno więcej jest dobrych uczynków – oświadczył Anioł.

         Kiedy przyrównali swoje zapiski, okazało się, że każdy z nich tyle samo napisał. Nie podobało się to żadnemu z nich, ponieważ każdy pragnął mieć więcej uczynków wyszczególnionych na liście.

         – Zbliża się wieczór i czas powrotu. Przed nami jeszcze tylko jedna, mała osada… Uczyńmy zakład – powiedział diabełek Rokita. – Jeśli okaże się, że tam mieszkają dobrzy ludzie, przyznam ci rację i pięknie się pokłonie przed tobą. Jeśli nie – ty się przede mną ukłonisz.

         – Ale jak to sprawdzić?

         – Zamienimy się w bosych żebraków i pójdziemy po prośbie. Jeśli nas przepędzą kijami – wygrałem! A jeśli podejmą nas godnie, to niechaj wyjdzie na twoje.

         – Zawsze należy wierzyć w ludzi – uśmiechnął się Anioł i przyjął zakład.

         Przemienili się zatem w żebraków. Każdy z nich, odziany w postrzępione łachmany, zawiesił na swym ramieniu wielką, połatana torbę żebraczą, a następnie wziął w dłoń sękaty, podróżny kostur – i tak powędrowali ku chatom.

         – Przestraszą się nas i poszczują psami! – radował się diabeł.

         – Ulitują się i ugoszczą chlebem i wodą! – rzekł na to Aniołek.

         – Zaraz się przekonamy.

         – Ano, przekonamy…

         Kiedy zbliżyli się do osady, pierwsze dostrzegły ich dzieci.

         – Pątnicy idą! Pątnicy! – zawołały.

         – Pewno z zamorskich, odległych krain!

         – Ubłoceni!

         – Zakurzeni!

         – Boso!

         – W dziadowskich łachmanach!

         Słysząc zgiełk i hałasy, mężczyźni oraz kobiety wyszli ze swoich domostw. Zarówno młodzi, jak i starzy, z wielką ciekawością przyglądali się niecodziennym przybyszom.

         Gdy już się nadziwowali, najdostojniejszy starzec życzliwie zapytał:

         – Z daleka przybywacie?

         – Oj, z bardzo daleka.

         – A czy w imię Boże?

         – Z Bożego rozkazu.

         – Pewno zdrożeni jesteście?

         – Jesteśmy.

         Mieszkańcy osady w mig zakrzątnęli się. Usadowili wędrowców na drewnianej ławie. Kobiety przyniosły miski z kaszą, okraszoną słoniną. Pojawił się dzban z mlekiem, bochen chleba oraz koszyczek pełen czerwonych jabłuszek.

         – Częstujcie się, mili goście! – wołano i podsuwano żebrakom co smakowitsze kąski.

         Anioł zmówił modlitwę, po czym z zadowoleniem poczęstował się kaszą i skromną kromeczką chleba.

         Rokita upił łyk mleka, skubnął zębem jabłuszko, lecz nic mu nie smakowało, ponieważ już wiedział, że przegrał zakład. Żal w nim wielki narastał. Nie w smak mu było, że będzie się musiał ukłonić w pas Aniołowi – ale cóż… zakład to zakład.

         Po skończonym posiłku Anioł chętnie brał na kolana dzieci, które otoczyły go tłumnie i jął błogosławić mieszkańcom. W Rokicie zaś poczęła kiełkować się diabelska złość. Nagle nie wytrzymał: głośno zasyczał i przybrał swoją prawdziwą postać. Zatupał końskim kopytkiem i zakręcił ogonem. Nastraszyli się ludzie! Wtedy to Anioł również wrócił do swej prawdziwej postaci. Rozpostarł złociste skrzydła i rzekł:

         – Nie obawiajcie się niczego, poczciwi ludkowie! Przybyliśmy na ziemię z odgórnego rozkazu, który wydał sam Bóg!

         Dojrzawszy pięknego Anioła starcy, młodzi i dziatwa uspokoili się i poklękali pobożnie. Anioł zaś uczynił nad nimi znak krzyża świętego.

         Tymczasem diabełek Rokita wiercił się niespokojnie. Był wielce markotny.

         – Czas już dotrzymać słowa… – jęknął.

         Zwlekał on jeszcze chwileczkę, wreszcie ciężko odsapnął i złożył ukłon przed Aniołem, jak było umówione.

         Ludziskom bardzo się to spodobało.

         – A ukłoń się jeszcze niżej!

         – Nisko się kłaniaj!

         – Nisko!!!

         I diablisko, chcąc nie chcąc, kłaniało się w pas, a ludzie zachwyceni klaskali w dłonie.

                                                                                                          Il. Marian Pelic

         A potem pożegnawszy się z mieszkańcami, Anioł i Rokita powrócili do nieba, tak jak mieli to przykazane.

         Tymczasem w okolicy zawrzało. Jeden drugiemu chętnie opowiadał o niezwykłej gościnie. A największym uznaniem cieszyła się scena, kiedy rogaty Rokita składał w uniżeniu ukłony przed skrzydlatym Aniołem.

         Historia ta rychło rozniosła się hen! w dalekie strony. Niebawem, gdy kto udawał się do owej osady, pytany dokąd to zmierza, dawał odpowiedź, iż jedzie tam, gdzie diabeł Aniołowi kłaniał się nisko.

         Mijały lata, epoki… Historię o ukłonach Rokity okryła lekka mgiełka zapomnienia. Na starych mapach miejsce to zaczęto zaznaczać skrótowo – zdawkowym „Nisko” – i tak zostało do dziś dnia, tyle że mała osada na przestrzeni wieków przeobraziła się w miasto.

         Z czasem wymurowano tu wiele domów. Wzniesiono kilka kościołów. Wybudowano też stację.

         Pośród licznych mieszkańców obecnie jest niewiele osób, którym było dane poznać tę prastarą legendę, przekazywaną jedynie przez najstarszych – z ust do ust. Nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek zapisano ją w jakiejś, dotąd jeszcze nie znalezionej kronice. I czy od czasu owej niezwykłej wizyty w osadzie, ktoś jeszcze napotkał skrzydlatego, uśmiechniętego Anioła albo diabełka Rokitę, tego też nie wiadomo…