Legenda o powstaniu Niska – Joanna Warchoł

Legenda o powstaniu Niska

Autor: Joanna Warchoł

 

         W okresie niespokojnym dla Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdy Jagiełło zajęty był wojnami z Zakonem Krzyżackim, w Łęczycy również toczył się spór. Łęczyckie Bory witały coraz większe tłumy grzeszników. Było to związane z zakończoną właśnie bitwą pod Grunwaldem. Boruta – zwany Borowym – i przedstawiciel Królestwa Niebieskiego, zawarli „pakt łęczycki”, który zobowiązywał diabła do oddania części najmniej grzesznych ludzi do czyśćca. Warunkiem było, że Borowy sam wskaże miejsce pokuty na ziemi.

         Wyruszył więc bies z dwoma tysiącami pokutników na wyprawę po ziemiach polsko-litewskich w poszukiwaniu odpowiedniego miejsca. Piesza wędrówka rozpoczęła się w nocy, gdyż jedynie wtedy Boruta mógł na dłuższy czas przybrać postać człowieka. Grzesznicy byli porośnięci zielonym bluszczem, gdzieniegdzie korą, a ich twarze oraz ciała były zniekształcone i odrażające. W dzień zamieniali się w drzewa, a nocą przybierali te dziwaczne kształty. Była to jedna z wielu kar za grzeszne życie doczesne. Nocą, wraz z diabłem, straszyli i okradali posłanników króla, kupców lub zwykłych mieszczan, korzystając z faktu, że nie dotarli jeszcze na miejsce pokuty.

         Za dnia czart, przybierając postać bogatego szlachcica, pojawiał się na chwilę w okolicznych miastach i wsiach, aby zaczerpnąć języka. W jednej z gospód dosłyszał od starego kowala, o słabo zamieszkałych terenach, które, według krążących opowieści, były bogate w wysokie plony i urodzajną ziemię. Mówiono, że prawie trzy wieki wcześniej dwie wyprawy ruskie zniszczyły tam dobrze rozwinięte plemiona, powstałe już w VIII wieku, jeszcze przed panowaniem okrutnego Popiela i jego żony, którzy zostali zagryzieni na uczcie przez krewnych zamienionych w myszy.

         Osiem dni później Boruta znalazł się na ziemi sandomierskiej, w pobliżu rzeki San. Teren był żyzny, lecz opustoszały, obrośnięty gęstym i ciemnym lasem. Diabeł, rad z tego, że najbliższe osady są małe, a ludzie nie słyszeli tu o Wielkim Księciu Litewskim, wybrał ten teren na czyściec. Planował osiąść w pobliżu i mieć potajemny wpływ na osadników i grzeszników, który mieli niebawem należeć do Królestwa Niebieskiego. Boruta ogłosił się władcą i rozkazał obalenie ogromnych drzew, które osiągały wysokość 120 metrów, w celu wybudowania ogromnego zamku. Miał on pomieścić wszystkich poddanych-pokutników. Gdy zaczęto pracę przy zamku, Borowy powrócił do łęczyckich lasów, które odtąd napawały go niesmakiem po widoku dorodnych kniei na południu.


                                                                                                                Il. Marian Pelic         

       W tym samym czasie Władysław Jagiełło wraz ze swym orszakiem ucztował na Wawelu i wznosił toasty za pokonanie Krzyżaków pod Grunwaldem. Wieść o zwycięstwie szybko rozniosła się po całym kraju, a pieśń na cześć Wielkiego Księcia Litewskiego brzmiała w każdej mieścinie, gospodzie i chacie. Jagiełło jednak nie został się  w Krakowie na długo. Postanowił wyruszyć na wschód kraju, gdzie było pod dostatkiem borów i dzikiego zwierza. Tam bowiem mógł rozpocząć wielkie polowanie. Z orszakiem dotarł aż nad rzekę San. Teren ten oczarował polsko-litewskiego króla już jakiś czas temu i wiązał z tą ziemią wielkie plany. Myślał o rozdaniu jej w ręce najlepszych rycerzy, którzy mieli zajmować się wielkimi uprawami i dostarczać żywność na teren całego kraju, a nawet poza jego granice. To właśnie tutaj gromadził zapasy przed bitwą pod Grunwaldem.

         Po dłuższej wędrówce natknął się na rozpoczętą budowlę. Jak dowiedział się od pobliskich Słowian, był to nowy zamek Wielkiego Króla Boru. Jagiełło uznał to za obelgę ze strony jednego z bogatych rycerzy-szlachciców, jak wówczas sądził. Rozbił obóz w okolicy rozpoczętej budowli i rozkazał osadnikom sprowadzić owego Wielkiego Króla Boru – Borutę. Słowianie jednak nie wiedzieli gdzie szukać Borowego, ale Jagiełło nie ustępował i przepytywał każdego, kto umiał mówić, o miejsce pobytu zuchwalca.

         Grzesznicy szybko zorientowali się w sytuacji i donieśli o niej władcy łęczyckiech borów. Boruta był jednak zajęty wizytą swojego brata i odwlekał podróż na południe. Przygotowaniami do wyprawy zajmowała się w międzyczasie jego córka – Jagda. Sporządziła także fałszerski dokument własności ziemi nad Sanem dla Jagiełły. Pismo musiało sprawiać wrażenie, że Boruta jest prawnym właścicielem tych ziem i pochodzi ze szlacheckiego rodu. Któregoś dnia, podczas pracy, zdała sobie sprawę z tego, że nie zna nazwy miejsca czyśćca wybranego przez ojca. Poszła więc do Boruty, ale przerwała mu zaciętą rozmowę z bratem Leszrym.

         – Leszry, to były czasy, kiedy jeszcze ten Kazimierz III Wielki rządził. Z nim to przynajmniej ubaw był. Nie wojował tyle i miał poczucie humoru. Raz przejeżdżał…

         – Ojcze!

         – …raz przejeżdżał i utknął w karecie na mokradłach, to mu pomogłem, a później oddał mi ten zamek we władanie. Gdyby tylko wiedział, że parę lat później to ja zaatakuję jego orszak w borach… Gdybyś ty tylko widział jego minę, gdy zobaczył moje oczy i usłyszał głos żądający korony! Pamiętam jak dziś jego słowa: „Wolałbym zginąć…”

         – Ojcze, powiedz mi tylko, jak nazwałeś ten czyściec na południu. Potrzebuję tego do dokumentu!

         Boruta był zirytowany. Nienawidził, gdy ktoś mu przerywał, choć znany był z niewyraźnej wymowy. Kontynuował swoją opowieść, ignorując słowa córki.

         – „…NIŻ Z KORONY POLSKIEJ ZRZEC SIĘ!”

         Jagda, rada usłyszała pierwsze słowa wypowiedzi i wpisała w miejsce „nazwa władanej ziemi”: Niżsko.

         Diabeł całą drogę na południe przeklinał Jagdę i Jagiełłę. Planował zrobić to samo z orszakiem Władysława, co z orszakiem Kazimierza, lecz tym razem nie miał zamiaru oszczędzać władcy. Gdy wreszcie dotarł do Niżska, zapadał już zmrok, lecz grzesznicy nadal byli zamienieni w drzewa. Boruta spotkał się z Jagiełłą i pokazał fałszerski dokument dotyczący władzy nad Niżskiem. Uważał to za zbyteczne, lecz jego córka nalegała. W tym samym czasie do namiotu wbiegł rycerz z wiadomością o pożarze, który wybuchł na pagórku, gdzie znajdowały się królewskie skrzynie z zapasami żywności. Jeden ze słowiańskich chłopów przypadkowo wzniecił ogień podczas rozpalania ogniska.

         Jak się okazało, wszystkie drzewa, którymi byli podwładni Borowego, spłonęły. Diabeł był wściekły, gdyż wiedział, że sam nie pokona teraz królewskiego orszaku. Przeklął niżańskie lasy, w których drzewa już nigdy nie miały osiągać tak olbrzymich wysokości. Boruta powrócił do łęczyckich borów, mimo że od czasów pobytu na południu także były mu wstrętne. Resztki swego zimnego serca zdążył już zostawić w innym miejscu.

         Z popiołu owych spalonych drzew ­– grzeszników-pokutników ­– odrodzili się ludzie mający drugą szansę na lepsze życie. Niebieski płomień wypalił w nich wcześniejsze zło. Władysław Jagiełło pozostawił nazwę „Niżsko”, gdyż drzewa tam rosnące już nigdy nie osiągały dawnej wysokości, a tereny były nizinne, pełne pól i łąk. W późniejszych latach nazwa przekształciła się w „Nisko”, zaś pagórek, na którym wybuchł pożar, zachował się z nazwą „Skrzyńska Góra”.